Dziś przedstawię Wam idealny przykład na to, jak to w wielu miejscach można się poczuć obsługiwanym na poziomie PRL-u. Niektórzy chyba jeszcze nie zorientowali się, że to klient ma zawsze rację i nie powinno się na niego naskakiwać, gdy tylko chce dochodzić swoich praw. Ale dobrze, o co chodzi.
Dziś w drodze na Śląsk zatrzymałyśmy się z Justyną na Orlenie (A4, na wysokości Góry Świętej Anny, pewnie kojarzycie, obok KFC). Już samo stanie w kolejce było frustrujące, zwłaszcza, że jedna z dwóch pań obsługujących postanowiła w pewnym momencie obsłużyć pana bez kolejki. Ale OK, swoje trzeba odstać. Zamówiłyśmy po małym hot dogu i po małej kawie. Kawa jak kawa, same sobie zrobiłyśmy w automacie. Dopiero hot dog spowodował problem, gdyż dostałyśmy bułkę z… zimnym kabanosem! OK, spoko, myślę – „może się zdarzyć”, ale jako że nie lubię zimnych kabanosów, to postanowiłam pójść do szanownej pani. Gdy usłyszała, że chcę oddać hot dogi i otrzymać nowe, ciepłe, to ją zamurowało. Najwidoczniej nie jest przyzwyczajona do tego, że konsumenci czasem chcą walczyć o swoje.
Zamiast postąpić tak, jak powinna, czyli bez focha przyjąć te hot dogi i po prostu podać mi nowe, ciepłe, zabiła mnie wzrokiem, zaczęła się tłumaczyć i rzuciła do swojej znacznie lepiej wychowanej koleżanki – „oddaj Paniom pieniądze, hot dogów nie będzie” – zamiast mnie grzecznie spytać o zdanie, czy chcę wyjść ze stacji głodna. Gdy powiedziałam, że nie chcę zwrotu pieniędzy, tylko jedzenie, bo przecież mogę poczekać (o co nikt nie spytał wcześniej) odparła „może Pani dopłacić 3 zł do hot doga mega”. Dzizas. Podeszła do niej ta druga Pani i powiedziała, żeby podkręciła te parówki i je nam wydała. No to uniosła się też na nią i poszła obrażona na zaplecze. Więcej jej nie widziałam.
No to poczekałyśmy kolejne 20 minut i dostałyśmy w końcu ciepłe hot dogi. Oczywiście przygotowane przez tę drugą panią. I ta druga Pani przeprosiła też nas w imieniu tej mniej wychowanej. Całość trwała 45 minut. Czy to było potrzebne? Nie. Nic się takiego nie stało.
I po co to wszystko piszę? Z dwóch powodów.
1. Klient ma zawsze rację. I to działa w obie strony. Jak ja jestem konsumentem, to mam prawo wymagać. Jak ja jestem wykonawcą (sprzedawcą), to klient może mi wejść na głowę, ale on będzie miał rację. Zwłaszcza wtedy, gdy… ma rację. Trzeba to przyjąć na klatę, a nie strzelać focha.
2. Do dziś większość z nas nie potrafi walczyć o swoje – zimne parówki, pizza z innymi składnikami, nie ten sos – rzadko cokolwiek z tym robimy. Dlatego właśnie ta niemiła Pani na Orlenie zrobiła wielkie oczy, gdy zauważyła, że jednak mam problem z otrzymaniem nie tego, co trzeba. Został nam jeszcze taki zwyczaj z czasów, gdy sprzedawca robił nam łaskę podając nam kawałek świeżego mięsa.
Współczuję obsługi i straconego czasu, ale z podsumowaniem zgadzam się w 100%… Na szczęście ja walczę o swoje – pytanie tylko dlaczego muszę o to właśnie walczyć, jak mi się należy – tak prawdę powiedziawszy…
Zgadza się. Czemu mamy walczyć o to, co się nam należy 🙂