Dzwonię wczoraj do mamy, marudzę na jakiś absurd w naszym kraju i po drugiej stronie słuchawki słyszę, że fiskus znów chce się zająć napiwkami (pewnie coś w wiadomościach mówili). Według mojej mamy, początkowo, bo później udało mi się ją przekonać, to głupota.

Moim zdaniem kelner, fryzjer czy taksówkarz z napiwków powinien się rozliczać tak samo, jak ja się rozliczam z dodatkowych zarobków. Bo niby dlaczego nie? Przecież jest to jego dodatkowe źródło dochodu! Jeśli się nie rozlicza, a ja się rozliczam, to czuję się pokrzywdzona. Bo to z moich pieniędzy buduje się nowe budynki ZUS-ów, a nie z ich. To moje pieniądze idą na premie dla polityków, nie ich. Sorry, jak już musimy płacić na takie głupoty, to niech płaci każdy. A co.

Obrońcy kelnerów tłumaczą nierozliczanie się z napiwków tym, że przecież ich pensja jest tak niska, że oddawanie jeszcze skarbówce sprawiłoby, że niewiele by im zostało. Ta, jasne. Mam wielu znajomych w tej branży. I owszem, za godzinę pracy dostają 8 zł, ale… po 6-godzinnej szychcie nierzadko wychodzą z dwiema setkami w portfelu. Ilu Polaków chciałoby mieć taką pensję?

Warto zwrócić uwagę, że w świetle prawa napiwki powinno się rozliczać (pogrzebałam trochę, jak chcecie to obczajcie sobie pismo Dyrektora Izby Skarbowej w Warszawie z dnia 18 lipca 2008 r. nr IPPB1/415-513/08-2/ES), tyle, że po prostu się tego nie robi, bo zbyt trudno jest to wyłapać. Przecież ktoś, kto zarabia na napiwkach 3000 miesięcznie nie przyzna się do tego dobrowolnie fiskusowi.

Przeglądając różne wątki dotyczące opodatkowania napiwków znalazłam taki oto kuriozalny komentarz:

to jakie mam napiwki to jest tylko i wyłącznie moja sprawa i nie mam zamiaru się z tego rozliczać. Gdybym na nie nie zapracowała to bym ich nie miała!!!

Pisze ~kelnerka na http://ulgi.wieszjak.pl/pit/203031,Jak-sa-opodatkowane-napiwki.html

SRSLY?!

Aż się prosi o:

Jak nie zapracujesz, to nie zarobisz. Paulo Coelho.