Pewnie trochę spóźnię się z tym wpisem, gdyż finał Szlachetnej Paczki miał miejsce wczoraj, ale niestety wcześniej nie dało rady. W tym roku po raz pierwszy uczestniczyliśmy w tej akcji i od teraz na pewno będziemy uczestniczyć co roku. A poniżej parę zdań refleksji.
Przede wszystkim – bieda. Na co dzień człowiek o tym nie myśli. Żyje sobie w tej swojej bezpiecznej bombce, w której nie brakuje na jedzenie, ani nawet na wypad do knajpy. W momencie, gdy przegląda rodziny i widzi, jaki jest średni dochód na osobę po wszystkich opłatach, łapie się za głowę – jak można przeżyć cały miesiąc za 100, 80, 40 zł/os?
Druga sprawa – Pomaganie jest naprawdę łatwe. A w tym przypadku doskonale wiesz, komu pomagasz i że to, co dajesz, na pewno trafi do tych konkretnych osób. A przyznacie, że często łapiemy się na tym, że w sumie to byśmy parę złotych na tę fundację czy Dom Dziecka zapłacili, ale przecież nie wiemy, czy ta kasa nie trafi przypadkiem nie w to miejsce, w które powinna, na przykład do kieszeni dyrektora. Głupia sprawa, ale tak się teraz myśli. Skądś się ten stereotyp wziął. A tutaj – wybierasz samodzielnie rodzinę, która wypisuje czego dokładnie potrzebuje i jedziesz – pytasz znajomych, czy wchodzą w to z Tobą. Ktoś ogarnie dziecięce ubranka, ktoś zabawki, ktoś będzie miał na strychu lodówkę, której potrzebuje dana rodzina. Dorzuci się do tego trochę kosmetyków, towarów pierwszej potrzeby, akcesoriów szkolnych, jedzenia i… już wiesz, że ta rodzina będzie miała najlepsze święta ever.
Trzecia sprawa – serdeczne podziękowania za pomoc: mamie, bratu, babci, Justynie, Alicji i Szymonowi, Wiśni i jej koleżankom/rodzinie, Katarzynie, Stasze, Fojcikowi, Beacie i Oszty! Bez Was nie udałoby się zebrać paczki o łącznej wartości 2300 zł! Dziękuję! Obyśmy w przyszłym roku zebrali się w podobnym składzie.
I na zakończenie – Podsumowanie. Pakowaliśmy od rana do popołudnia. Zużyliśmy z 12 opakowań papieru świątecznego i mnóstwo wstążek. Łącznie 26 paczek dotarło najpierw do centrum Szlachetnej Paczki, a następnie naszymi samochodami bezpośrednio do rodziny. Pani Justyna była w wielkim szoku, ale było po niej widać, jak bardzo jest szczęśliwa. Jej pięcioletnia córeczka akurat obchodziła tego dnia urodziny. Mimo że na ścianach grzyb i warunki straszne – było widać, że to porządna i kochająca się rodzina.
Uch. No to wyszło 🙂